poniedziałek, 31 października 2011
Szwedzka pochodnia
Z angielskiego znana pod nazwą swedisch torch albo swedisch candle. Jest to pieniek ( drewno musi być suche)około 40 cm wysokości, nacięty lub rozłupany na cztery albo sześć części
Szwedzka pochodnia
Z angielskiego znana pod nazwą swedisch torch albo swedisch candle. Jest to pieniek ( drewno musi być suche)około 40 cm wysokości, nacięty lub rozłupany na cztery albo sześć części.Składany do kupy ( jeżeli nacinamy nie trzeba składać oczywiście , ponieważ nie nacinamy do końca). Tak aby zostały szpary pomiędzy jego częściami około cztery milimetry szerokości.
Wkopujemy to w ziemię, by się nie rozleciało albo przewiązujemy u dołu, najlepiej drutem (nie przepali się). Ustawić należy w miejscu jak najbardziej osłoniętym od wiatru, przy mocno wiecznej pogodzie będzie płonąć dość intensywnie i przez to szybciej się wypali. Rozpalamy używając drobniutkiego żaru, kory brzozowej, cieniutkiego chrustu , smolnych drzazg albo innej rozpałki , którą ładujemy w szpary , ale tak aby był przepływ powietrza.Polano powinno zacząć się palić , albo żarzyć ( czasem trzeba się nadmuchać na początku) Na tym pieńku stawiamy bezpośrednio garnek. pali się to dość długo, oczywiście w zależności od średnicy polana , ale można ugotować na tym szybki obiad.
Podobno ten patent wymyślili skandynawscy drwale, wykonywali to dość szybko przy użyciu piły motorowej. Ja jednak myślę , że to ma starsze korzenie.W Polsce gdzieniegdzie stosują to dalej myśliwi, kiedy urządzają ogniska. Tylko oni biorą bale około dwóch metrów wysokości i ustawiają wokół ogniska, aby grzały im plecy i jednocześnie robiły za oświetlenie.
Fajna sprawa , ale potrzeba przynajmniej toporka , piła też była by wskazana. Obmyśliłem sobie więc inny sposób na taki ogień ( pewnie nie ja pierwszy na to wpadłem). Do wykonania "mojej" wersji wystarczy nóż
(jakaś zwykła morka) albo scyzoryk z piłką. Bierzemy kilka kołków, zaostrzamy na końcach, robimy nacięcia na stronie która będzie szła do środka i po bokach, by szybciej się zapaliły. Zdarcie kory nie jest koniecznością, ja zestrugałem bo była wilgotna.
Wbijamy obok siebie, muszą zostać szpary 2-5 milimetrów ( w sumie kołki nie są idealnie równiutkie, więc powinny się same utworzyć).
Ładujemy w wolne miejsca rozpałkę, nie za ciasno aby ogień mógł się palić i był przepływ powietrza.W moim wypadku były to drobne smolne drzazgi.

Na zdjęciu jest zwykły blaszany kubek o pojemności pół litra , woda zagotowała się po 12 minutach. Pochodnia paliła się przez jakieś 40 minut, po pół godzinie temperatura była już dość mała. Czas realnego gotowania na tym to jakieś 18 minut( po zagotowaniu wody). drewno które wykorzystałem to świerk.Podobno najlepsze jest właśnie iglaste, jednak innych gatunków jeszcze nie testowałem , więc może to być różnie.
Wkopujemy to w ziemię, by się nie rozleciało albo przewiązujemy u dołu, najlepiej drutem (nie przepali się). Ustawić należy w miejscu jak najbardziej osłoniętym od wiatru, przy mocno wiecznej pogodzie będzie płonąć dość intensywnie i przez to szybciej się wypali. Rozpalamy używając drobniutkiego żaru, kory brzozowej, cieniutkiego chrustu , smolnych drzazg albo innej rozpałki , którą ładujemy w szpary , ale tak aby był przepływ powietrza.Polano powinno zacząć się palić , albo żarzyć ( czasem trzeba się nadmuchać na początku) Na tym pieńku stawiamy bezpośrednio garnek. pali się to dość długo, oczywiście w zależności od średnicy polana , ale można ugotować na tym szybki obiad.
Podobno ten patent wymyślili skandynawscy drwale, wykonywali to dość szybko przy użyciu piły motorowej. Ja jednak myślę , że to ma starsze korzenie.W Polsce gdzieniegdzie stosują to dalej myśliwi, kiedy urządzają ogniska. Tylko oni biorą bale około dwóch metrów wysokości i ustawiają wokół ogniska, aby grzały im plecy i jednocześnie robiły za oświetlenie.
Fajna sprawa , ale potrzeba przynajmniej toporka , piła też była by wskazana. Obmyśliłem sobie więc inny sposób na taki ogień ( pewnie nie ja pierwszy na to wpadłem). Do wykonania "mojej" wersji wystarczy nóż
(jakaś zwykła morka) albo scyzoryk z piłką. Bierzemy kilka kołków, zaostrzamy na końcach, robimy nacięcia na stronie która będzie szła do środka i po bokach, by szybciej się zapaliły. Zdarcie kory nie jest koniecznością, ja zestrugałem bo była wilgotna.
Wbijamy obok siebie, muszą zostać szpary 2-5 milimetrów ( w sumie kołki nie są idealnie równiutkie, więc powinny się same utworzyć).
Ładujemy w wolne miejsca rozpałkę, nie za ciasno aby ogień mógł się palić i był przepływ powietrza.W moim wypadku były to drobne smolne drzazgi.
Rozpalamy , ja to zrobiłem od góry , jednak lepiej od dołu ( bo tak ogień wędruje). Ale w sumie mi też świetnie się paliło.
Na zdjęciu jest zwykły blaszany kubek o pojemności pół litra , woda zagotowała się po 12 minutach. Pochodnia paliła się przez jakieś 40 minut, po pół godzinie temperatura była już dość mała. Czas realnego gotowania na tym to jakieś 18 minut( po zagotowaniu wody). drewno które wykorzystałem to świerk.Podobno najlepsze jest właśnie iglaste, jednak innych gatunków jeszcze nie testowałem , więc może to być różnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Najnowszy Post
Zagotować wodę w szkle
Szklana butelka jest kolejną rzeczą w której w razie "w" można przegotować wodę, na pewno jest to zdrowsze niż użycie plastiku. D...

-
Wiadomo nie od dziś, że ostry nóż to podstawa w leśnej aktywności, przychodzi czas, kiedy to narzędzie trzeba będzie naostrzyć, tylko ...
-
Metody wymienione poniżej zabiją szkodliwe drobnoustroje , jednak nie usuną zanieczyszczeń chemicznych. Gotowanie : Daje prawie stu procent...
-
"Prawdziwi drwale dbają o swoje siekiery, jakby to była rodzinna pamiątka." František Alexander Elstner Przyszedł czas na ostrz...
-
Rozpalenie ognia (kiedy jest sucho) to nic trudnego, kiedy jest mokro nie jest dużo trudniejsze. Zaczynamy od rozpałki. Możemy wykorzys...
-
Wodę można zagotować w plastikowej butelce. Dlatego , że do stopienia „plastiku” jest potrzebna wyższa temperatura niż do zagotowania wody...